reklama

Z Hanną Kordalską-Rosiek - o twórczym życiu

fot. nadesłane
Osobowość niebanalna, chodząca drogami mniej uczęszczanymi. Zafascynowana ludźmi z wadami, czasem wręcz nieurodą, ale za to z wielkim człowieczym wdziękiem i humorem. Dziennikarka TVP, scenarzystka, autorka filmów dokumentalnych, reportaży, programów studyjnych, wywiadów, a obecnie opowiadań. Jest w trakcie tworzenia serii osobliwych opowiadań pt. „Kocur”, którego odcinki cyklicznie ukazują się w sieci Twoje-Miasto.pl. Kiedy znajomi pytają, czy jest Wiewiórką, czy Kocurem, odpowiada, że obie te postacie mieszają się w niej. Z Hanną Kordalską-Rosiek rozmawiała Paulina Karpińska.
REKLAMA
Paulina Karpińska: Jesteś absolwentką psychologii klinicznej i filologii polskiej. Ukończyłaś również Studium Reportażu w Akademii Telewizyjnej TVP. To zróżnicowane dziedziny. Dlaczego takie wybory?

Hanna Kordalska-Rosiek: Na początku była filologia polska, specjalizacja filmowa, nienauczycielska. Chciałam pisać o filmie i literaturze (pisywałam do „Kina”). Dyplom u prof. Marii Janion, temat z pogranicza, bo „Przeczucie filmowości w „Marii” Antoniego Malczewskiego”. Kto czytał „Marię” ten wie jak niezwykłe to dzieło. Poemat w dwóch pieśniach, pełen grozy i tajemniczości, bez chronologicznej ciągłości zdarzeń, z działającymi na wyobraźnię poetycko wyrażonymi opisami akcji. Opowiedziany jakby jednym tchem. Dzieło przypominające niemal gotowy scenariusz filmu.
Już w czasie studiów nawiązałam współpracę z TVP. Zaczynałam od materiałów dwuminutowych. Potem były dłuższe, a od razu po studiach otrzymałam etat dziennikarski. Pierwszy poważny film dokumentalny, który przygotowałam, pt. „Potrzebny” o tzw „śmieciarzu”, był o człowieku, który przepracował pięćdziesiąt lat w tym zawodzie, a odchodząc był bohaterem jubileuszu skrojonego na wzór typowych w tamtej epoce imprez partyjnych, z przemówieniami wedle starszeństwa towarzyszy partyjnych. Potem uścisk dłoni, dyplom, jakiś bardzo dziwny w kształcie wazon i pa pa.  Bardzo ciekawe studium człowieka, który całe życie uczciwie i gorliwie pracował. Mówiono mu, że jest potrzebny, pewnie tak było. Przy bliższym poznaniu okazało się, że przemówił uwewnętrznionym głosem mrocznej strony komuny. Mówił o wartości pracy i o tym… że tych, którzy nie umieją pracować powinno się uczyć w jakichś zbiorowych miejscach, grupowo i pod przymusem. Groźnie, prawda?
Emisja tego dokumentu miała być 13 grudnia 1981 roku w II programie TVP. Były wcześniejsze zapowiedzi, zwiastuny i nagle biały ekran, a potem mroczna postać w ciemnych okularach, mówiąca o granicach, których przekraczać nie wolno!
Film przeczekał cały stan wojenny, aż do mojego powrotu do TVP po wyrzuceniu mnie po weryfikacji. A wyleciałam jak wielu dziennikarzy z paragrafu mówiącego o „obronności kraju”. Uznano mnie za jednostkę zagrażającą bezpieczeństwu państwa (śmiech). W gruncie rzeczy byłam dumna, że nie pasowałam do tej układanki, choć wesoło i łatwo nie było.
Za młoda byłam na kombatanctwo, miałam dużo energii. Właściwie mam do dzisiaj. Chciałam robić coś sensownego. Skoro nie reportaże, nie dziennikarstwo, to coś innego. Stąd decyzja o studiach psychologicznych. Z dumą powiem, że gdy zdawałam na dzienną, pięcioletnią psychologię na UG, było 12 kandydatów na jedno miejsce. Zdałam i ogromną przyjemnością te studia ukończyłam, z dobrym dyplomem z psychologii klinicznej na temat „ Doświadczania ciała w nerwicy”. Czyli te wszystkie gry wyobraźni, rozmaite odczucia fantomowe przy równocześnie zdrowym ciele. Fascynujący temat. Obroniłam dyplom, czekałam na zatrudnienie w Klinice Nerwic AMG, aż tu okazuje się - to było już po „Okrągłym stole” -  że wyrzuceni z mediów w stanie wojennym dziennikarze mogą wracać, bo Sejm podjął uchwałę i koledzy wracają. Pomyślałam wrócę na chwilę, zobaczę, czy mi się spodoba i wybiorę większą fascynację, bo przecież to ważne, muszę się zachwycić. No i zostałam w TVP. Wybrałam dziennikarstwo, reportaże, filmy dokumentalne, programy studyjne, wywiady. Oczywiście, studia psychologiczne dały mi bardzo dużo, nie był to czas zmarnowany.
Ostatnio pomyślałam - a może by tak się z psychologią kliniczną przeprosić i przejść te wszystkie etapy konieczne by klinicystką praktykująca zostać?. Jednak była to myśl płocha, która uleciała, bo mam się czym zajmować, ale o tym za chwilę.
No więc jesteśmy już w momencie mojego powrotu do TVP. Ukończyłam z dyplomem Studium Reportażu w Akademii Telewizyjnej TVP. Znakomicie prowadzone zajęcia z najlepszymi polskimi dokumentalistami. Trzeba się zawsze uczyć od najlepszych. Bardzo to było ciekawe i ważne.
No to taka moja odpowiedź w skrócie (śmiech) na pytanie o moje życiowe wybory studiów.

P.K.: Tworzysz filmy dokumentalne, reportaże, autorskie programy studyjne, a od niedawna także opowiadania. Któraś z tych form jest Twoją ulubioną?

H.K-R.: Każdą z tych form lubię. Tak się składa, że każda z nich jest moim autorskim projektem. Uwielbiam wymyślać różne formy i obserwować jak od zaledwie od przebłysku, intuicji, potem pomysłu, udaje się stworzyć wydawałoby się coś z niczego, wykreować, oczywiście z pomocą i przy pomocy wspaniałych ludzi, ekipy, odpowiednich środków itd.
Każda z tych form wymaga innego sposobu „opowiadania”. Inne jest „tworzywo”, ale wszystkie je kocham. Tak, mogę użyć mocnego słowa – kocham.  Pracując jestem naprawdę szczęśliwa i cieszę się, że mogę to wszystko robić.
A moje pisanie fabuły, to sprawa bardzo nowa, bo zaledwie od dwóch lat to robię i wolność jaką daje pisanie jest czymś upajającym, uskrzydlającym, bo niezależnym od niczego i nikogo. Tylko ja, moja wyobraźnia i moi bohaterowie… no oczywiście jest jeszcze czytelnik i jego ocena. Kiedy wydam książkę „Kocur”, tę której kolejne rozdziały są publikowane na Waszym portalu, przyjdzie mi się zmierzyć z oceną, no ale jeśli chcę pisać nie mogę się tego bać. Zresztą, całe swoje zawodowe życie poddaję się ocenom widzów, kolegów po fachu, tak powinno być, gdy się tworzy dla innych, a nie do szuflady.
Tak jest dobrze i odważnie.

P.K.:  W swoich filmach poruszasz zwykle trudne historie ludzkie. Zgłębiasz danego człowieka i pokazujesz jego wewnętrzną prawdę. To musi być bardzo trudne do zrealizowania. Jak wygląda u Ciebie proces tworzenia takiego dokumentu?

H.K-R.: Najpierw pewna obserwacja rzeczywistości. Zauważam coś, jakiś problem, kogoś. Potem koncept jak to pokazać. Następnie dobra ekipa filmowa i szukanie bohaterów, albo odpowiedniego dla bohaterów kontekstu. Lubię pracować z „naturszczykami”. Wrzucam im hasłowo temat, pytanie, dyskretnie tylko reżyserując, by nie zepsuć prawdziwości i siły przekazu. Tak właśnie, między innymi, powstał film pt. „Szczęście na chybił trafił”, kręcony w małym miasteczku z wysokim bezrobociem po likwidacji PGR-ów. A w nim ludzie, w poczuciu bezsilności i bezradności, notorycznie grający w Toto Lotka, liczący na wygraną i odmianę swojego losu, i to na poziomie elementarnym, bo chodzi o zapewnienie podstawowych potrzeb: jedzenia, mieszkania, własnego kąta do życia… A w tle wybory parlamentarne. Taka koincydencja zdarzeń. Lokale wyborcze, wrzucanie głosu do urn… Ale wiara w wygraną w kolekturze większa niż w mądre wybory i dobre rządzenie. Pokazałam równoległość tych światów i to jak one się ze sobą nie przecinają. Smutne.
Mam na swoim koncie inne filmy, które realizowałam dla I i II pr. TVP z udziałem np. Sławomira Mrożka, Stefana Chwina, film o Bim Bomie i inne, chyba kulturowo ważne projekty związane ze sztuką.

P.K.:  Jakaś osoba ze świata kultury jest dla Ciebie wzorem, z której czerpiesz inspiracje?

H.K-R.: Mam swoich ulubionych autorów: Dostojewskiego, Czechowa, Hrabala, Kunderę, Vonneguta. Kocham czeskie kino Formana, Menzla - te klimaty jak w filmie „Pociągi pod specjalnym nadzorem”. Gdybym miała mówić jakie filmy chciałabym robić – bo jeszcze tego najważniejszego w swoim życiu nie zrobiłam -  to takie, które są w „czeskim duchu”, z sympatycznie pokazanym człowiekiem. Niekoturnowo, a więc bohaterowie z wadami, czasami nieurodą, a mimo tego z wielkim człowieczym wdziękiem i humorem. To lubię. Bardzo cenię poczucie humoru, szczególnie humor sytuacyjny, czarny, ale też ten humor, który często nazywany jest „od czapy”, odjechany, abstrakcyjny… Humor w moim życiu jest bardzo ważny. Uciekam od ludzi ponurych.

P.K.:  Jakie dzieło współczesnej kultury wywarło na Tobie największe wrażenie?

H.K-R.: Hmm… gdybym miała wymienić jedną rzecz, to powiedziałabym czeski film dokumentalny z 2004 roku pt. „Czeski sen”. Znakomity, ciągle aktualny i tak wiele mówiący o nas, ludziach, szczególnie z tej części Europy.

P.K.:  Od niedawna piszesz opowiadania. Jak to się zaczęło?

H.K-R.: Kiedyś słyszałam takie zdanie, że „czasem człowiek musi, bo się udusi”. To trochę jakby o mnie. Gdy z rozmaitych powodów moja aktywność dziennikarska w TVP została mocno schłodzona, poczułam potrzebę, nawet ogromną potrzebę, pisania, dawania upustu wyobraźni, energii, ale też zanurzenia się w wolności i radości tworzenia. Dopiero wtedy, pisząc, zrozumiałam co to znaczy przymus pisania, ale nie w rozumieniu negatywnym, a głębokiego pragnienia. Ktoś się ze mnie śmiał w czasie spotkania towarzyskiego, gdy byłam w trakcie rozwijania akcji „Kocura”, że jakoś przestałam słuchać i wiercę się niespokojnie, a ja byłam myślami z moimi bohaterami i zastanawiałam się jak skrócić spotkanie, by nie obrazić gospodarzy (śmiech). Ot takie doznania odkrywającej świat pisania nowicjuszki. A przecież to podobno trzeba ucywilizować, wprowadzić porządek, higienę itd. Popracuję nad tym… to znaczy nad sobą, by mądrze godzić ze sobą wszystkie ważne przejawy życia własnego.

P.K.:  Skąd bierzesz inspiracje do opowiadań?

H.K-R.: Z wyobraźni, która zazwyczaj szaleje i muszę ją poskramiać, ale też z rzeczywistości, jakichś sytuacji, zapamiętanej osoby, wypowiedzianego zdania, które uruchamiają cały ciąg skojarzeń i wyobrażeń. Mam takie swoje ulubione zabawy i gry z wyobraźnią. Kiedyś, gdy każdy z nas sporo czasu spędzał na poczcie w kolejkach, lubiłam przyglądać się ludziom i wyobrażać sobie kim są, o czym rozmawiają, co zrobią, gdy stąd wyjdą. Wymyślałam im biografie, profesje, miłości… To tak bardziej literacko..  Tworzę także bawiąc się obrazem i dźwiękiem, muzyką, która jest dla mnie bardzo ważna. Lubiłam i do dziś lubię słuchać muzyki w aucie. Czasem siedząc za kierownicą, czekając na kogoś, na coś, sklejam w wyobraźni muzykę, której słucham ze scenami na zewnątrz, ludźmi spieszącymi gdzieś, rozmawiającymi, smutnymi, radosnymi. Szukam odpowiedniej muzyki i to fantastyczne, gdy na moich oczach zmienia się nastrój oglądanego świata. Muzyka ma ogromną moc wpływania na emocje, nastrój, kolor. Zawsze sama opracowuję muzycznie swoje filmy telewizyjne. Bardzo to lubię.

P.K.: Stworzyłaś interesującą serię opowiadań pt. „Kocur”, której odcinki są obecnie publikowane na portalu miejskim Twoje-Miasto.pl. Jest to forma bajki, w której występują różne zwierzęta żyjące w lesie. Pod ich postaciami kryją się konkretne osoby, czy to raczej „uniwersalne charaktery”? 

H.K-R.: Moi bohaterowie, te wszystkie barwne zwierzaki, mają pomieszane cechy osób rzeczywistych np. ze świata polityki, kultury, ale też obdarzone są naszymi, przerysowanymi cechami ludzkimi. Trochę takie krzywe zwierciadło w którym możemy się przejrzeć, a nawet odnaleźć siebie, znajomych, ale też  i innych bohaterów znanych np. z mediów, życia publicznego, polityki (śmiech).

P.K.:  Które zwierzątko z „Kocura” jest Ci najbliższym?

H.K-R.: Lubię wszystkie, choć niektóre mają wyjątkowo paskudne cechy. No ale jako ich matka czuję się za nie odpowiedzialna i staram się w tych kreaturach zaszyć coś, co jednak choć trochę da się lubić. Najbliższe mi zwierzaki to oczywiście Wiewiórka i Kocur. To zadziwiające jak te dwie postaci w trakcie pisania ewoluowały. Kocur z podstarzałego satrapy zmienił się w seksownego Kocura, a Wiewiórka z głupiutkiej i naiwnej w niezłą spryciarę i odważną, lojalną agentkę służb. Mogę powiedzieć i nie skłamię, że zakochuję się w swoich postaciach, co jest oczywiście przyjemne, ale trochę mi kreowanie fabuły komplikuje. No bo jak tu wymierzyć sprawiedliwość despotycznemu władcy lasu, gdy autorka jest w nim zakochana (śmiech). Muszę szukać sposobów, by czasem schładzać swoje uczucia do swoich zmyśleń.

P.K.:  Pod którą postacią czytelnik może spotkać autorkę?

H.K-R.: Haha to częste pytanie. Znajomi pytają, czy jestem Wiewiórką, czy Kocurem. A ja jeśli już to jestem w obu tych zwierzakach. Jestem i nie jestem. Sama nie wiem. Czasem, gdy piszę i spędzam w lesie czas ze swoimi bohaterami, po powrocie do rzeczywistości zadaję sobie pytanie, trochę neurotyczne: a co jeśli któregoś razu nie wrócę? Na szczęście, jak do tej pory, wracam.

P.K.:  Twój ostatni projekt to seria wyjątkowych spotkań z cyklu „Wartość wartości”, czyli rozmowy o wartościach i ich roli w życiu. Skąd taki nietypowy pomysł?

H.K-R.: Inspiracją były moje rozmowy z filozofem Darkiem Dumą. Jest i filozofem i przedsiębiorcą doradzającym w biznesie, ważną postacią wśród konsultantów. Specjalizuje się w zarządzaniu przez wartości, co jest szczególnie ważne, gdy się doradza firmom rodzinnym, a takimi głównie się zajmuje. Utkwiły mi w pamięci jego słowa, że „to wartości tworzą wartość”… Aha, skoro tak – pomyślałam – to trzeba te wartości ze sobą spotkać, dać im przemówić i porozmawiać z nimi. Tak powstał scenariusz spotkań z Mądrymi Osobami pt. „Wartość wartości”, do którego zaprosiłam z wykładami filozofów: Dariusza Dumę i prof. Tadeusza Gadacza oraz psychologów społecznych: prof. Bogdana Wojciszke i prof. Wiesława Łukaszewskiego. Spotkania się już odbyły, a niebawem wyjdzie książka wydana przez wydawnictwo słowo/obraz/terytoria. Będzie to kolejna wartość, bo będzie widomym śladem tych czterech spotkań, z czterema wykładami i zapisem moich rozmów i pytaniami od publiczności, która była publicznością zachwycającą, znakomitą, roztropną, wierną. A Oliwski Ratusz Kultury, pod pełną szczerego entuzjazmu opieką Andrzeja Stelmasiewicza, był tydzień w tydzień pełen ludzi kochających myśleć. To budujące.

P.K.:  Zaplanowane cztery spotkania z tego cyklu miały miejsce w październiku. Jakie są Twoje wnioski z rozmów na ten, jakże ważny, temat?

H.K-R.: Moje wnioski są budujące. Ludzie mają potrzebę spotkań z mądrością. Chcą myśleć, bo cytując klasyka „to wartości tworzą wartość” i trzeba iść tą drogą, bo innej nie ma, jeśli chcemy żyć w mądrym kraju. Udało się stworzyć markę „Wartość wartości” i będę chciała pod tym szyldem kontynuować projekt spotkań, dyskusji, wykładów, a nawet warsztatów… Pomysłów i możliwości jest wiele, szczególnie, gdy włączają się do projektu wspaniali ludzie. Nie tylko mądrzy, ale pełni energii i woli działania. To początek. Wszystko przed nami…

P.K.:  Jakie tą Twoje plany na przyszłość?

H.K-R.: Aktualnie jestem trakcie przygotowań do realizacji filmu dokumentalnego dla TVP Gdańsk, o mieszkającym w Sopocie, wybitnym malarzu prof. Henryku Cześniku. Emisja już niedługo - w czasie świąt Bożego Narodzenia. Za kilka dni pierwsze zdjęcia.
Poza tym cały czas piszę, bo muszę dokończyć „Kocura”, choć będzie mi żal się z nim rozstać. Może między innymi dlatego trochę spowolniłam tempo pisania (śmiech).
Równolegle przygotowuję scenariusz filmu telewizyjnego o czymś bardzo ważnym. O pewnej takiej wartości bez której życie byłoby nieznośnie brzydkie i smutne, ale to w tej fazie tajemnica, więcej nie powiem. Nie lubię zapeszać.
PRZECZYTAJ JESZCZE
pogoda Lwówek Śląski
6.1°C
wschód słońca: 06:59
zachód słońca: 16:23
reklama

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez we Lwówku