reklama
kategoria: Kraj
4 maj 2024

Lubię, kiedy moje bohaterki są zupełnie inne niż ja

zdjęcie: Lubię, kiedy moje bohaterki są zupełnie inne niż ja / fot. PAP
fot. PAP
„Pamiętam, jak przygotowywaliśmy +Czerwonego kapturka+. W pewnym momencie większość dzieci się rozchorowała. Panie przedszkolanki zobaczyły, że szybko łapię tekst i zaangażowały mnie do kilku ról równocześnie” – Karolina Bruchnicka, którą wkrótce zobaczymy w jednej z głównych ról w filmie „Supersiostry”, wspomina w rozmowie z PAP Life swoje aktorskie początki.
REKLAMA

PAP Life: Canal+ ogłosił niedawno, że rozpoczęły się zdjęcia do drugiego sezonu „Minuta ciszy”. To pierwszy polski serial, który zagłębia się w realia działalności zakładów pogrzebowych. W jednym z nich pracuje twoja bohaterka. Wiele scen było kręconych na cmentarzu, dialogi krążą wokół śmierci, pochówków. Nie śniły ci się po nocach koszmary?

Karolina Bruchnicka: Do tej pory jeszcze nie (śmiech). Tematyka tego serialu była dla mnie nowością. Rozmawialiśmy o tym na planie i wszyscy uważamy, że zderzenie się z problematyką pogrzebów i śmierci jest oczyszczające. To są kwestie, o których na co dzień staramy się nie myśleć, odsuwamy je gdzieś na dalszy plan. I tak naprawdę dopiero, gdy śmierć wydarzy się blisko, zaczynamy się nad nią zastanawiać. Lubię, kiedy moje bohaterki są zupełnie inne niż ja, funkcjonują w zupełnie innym świecie. To jest znacznie ciekawsze, niż gdybym grała kogoś podobnego do siebie.

PAP Life: W „Minucie ciszy” grasz m.in. z Robertem Więckiewiczem, Aleksandrą Konieczną i Aleksandrą Popławską. Czy, wchodząc na plan pierwszej serii, stresowałaś się, że nie poradzisz sobie w towarzystwie tak doświadczonych aktorów?

K.B.: Już wcześniej, przy okazji pracy z Jackiem Braciakiem („Córka trenera”) czy ze Zbigniewem Zamachowskim („8 rzeczy, których nie wiecie o facetach”), spotkałam się z wątpliwościami innych, czy taka młodsza stażem osoba, jak ja, podoła. Natomiast ze swojej perspektywy mogę powiedzieć, że pracę z takimi wybitnymi aktorami wspominam jak najlepiej. Fakt, że mogę spotkać się z nimi na planie jest dla mnie dużym wyróżnieniem. Wiem, że traktują mnie w pracy jak partnerkę, a nie jak kogoś, kogo trzeba uczyć aktorstwa. Choć szczerze mówiąc, właśnie od nich najwięcej się uczę. Poza wybitnymi aktorami, bardzo chciałabym wspomnieć o reżyserze Jacku Lusińskim. Jestem pod wrażeniem świata, który wykreował, jego sposobu pracy oraz uważności na aktora. To bardzo otwiera, pozwala rozwinąć skrzydła i muszę przyznać, że poprzez to bezpieczeństwo, które mi daje, to właśnie te najtrudniejsze sceny sprawiają mi największą satysfakcję. Na planie „Minuty ciszy” spotkała się najlepsza ekipa - zarówno pod względem zawodowym, jak i ludzkim. Wspominam tę pracę z ogromną przyjemnością i cieszę się na drugi sezon. To trochę tak, jakby wrócić do rodziny, której nie widziało się dwa lata.

PAP Life: Robert Więckiewicz i Aleksandra Konieczna to przykłady aktorów, którzy musieli długo czekać, żeby ich talent i umiejętności zostały zauważone i docenione. Ty swoją szansę dostałaś bardzo szybko. Już na studiach zagrałaś główną rolę w filmie „Córka trenera”, która została bardzo dobrze oceniona.

K.B.: Uśmiechnęło się do mnie szczęście - pojawiła się możliwość wzięcia udziału w castingu do „Córki trenera”. Trwał on jednak kilka miesięcy. Dostałam informację, że zdjęcia próbne poszły nieźle, ale cały czas sprawdzano, czy moje ciało wytrzyma intensywny cykl treningowy bliski temu, jak przygotowują się zawodniczki. Wszystko, co wydarzyło się po filmie, również musiałam sobie wywalczyć i na to zapracować. Trochę jak w sporcie.

PAP Life: Casting do „Córki trenera” pomogły ci wygrać twoje umiejętności tenisowe. Podobno w tenisa grasz od dziecka?

K.B.: Tenis jest moją wielką pasją, grałam już w dzieciństwie. Chociaż, tak naprawdę, dopiero dzięki postaci Wiktorii w „Córce trenera” nauczyłam się dobrze grać. Przygotowując się do roli, przez kilka miesięcy intensywnie trenowałam. Od tamtej pory staram się grać systematycznie. Tenis jest dla mnie dobrą odskocznią od zawodu. Kiedy mam dużo pracy, na korcie uwalniam głowę, ładuję baterię. A gdy mam przerwę, nie gram, pomaga mi zachować wewnętrzną dyscyplinę. Uwielbiam też oglądać mecze tenisowe. Dla mnie to jest też wielka rozgrywka psychologiczna. Dużo uczę się o ludziach, ich reakcjach. Staram się te obserwacje wykorzystywać w rolach, nie tylko tenisistek.

PAP Life: Tenis i aktorstwo mają ze sobą dużo wspólnego? Wydaje mi się, że tenis wymaga opanowania emocji, a aktorstwo - wręcz przeciwnie, tutaj chodzi o to, żeby te emocji puścić.

K.B.: Myślę, że między aktorstwem a sportem jest wiele zależności. Pisałam na ten temat pracę magisterską. Zainspirowała mnie do tego m.in. świetna autobiografia Andre Agassiego „Open”, uważam, że to świetna pozycja nie tylko dla fanów tenisa. Dużo mówi o psychologii, radzeniu sobie z presją, sukcesem, ale też porażkami. Ich jednak jest najwięcej. W turnieju, gdzie jest 128 zawodników, zawsze 127 będzie „przegranych”. Sztuką jest przekucie tych niepowodzeń w siłę do kolejnych wyzwań. Duże znaczenie w tenisie ma właśnie „głowa”. Pierwsza setka rankingu zawodniczek czy zawodników ma podobne umiejętności. To, co wyróżnia tych najlepszych, to właśnie niesamowita siła psychiczna i umiejętność radzenia sobie w sytuacjach, kiedy nie wychodzi. Podobnie myślę o aktorstwie.

Kiedy w szkole mieliśmy opracować na egzamin monologi w języku angielskim, duża część mojego roku wzięła się za przemowy oscarowe, ten wybór gdzieś wydawał się oczywisty. Ale ja wybrałam wypowiedź Marii Szarapowej, kiedy przyznaje się, że stosowała doping. To, jak ona to powiedziała, zagrała, to jest dla mnie aktorski majstersztyk.

A wracając do tych emocji, zgadzam się, że tenis to jest sztuka opanowania emocji. W aktorstwie to jest wyciąganie emocji na zewnątrz. Ale często jest tak, że na planie trzeba własne emocje opanować, żeby skupić się na swoim bohaterze. Bardziej powiedziałabym, że aktorstwo to sztuka regulowania emocji i wyzwalania tych, które w danym momencie są nam potrzebne.

PAP Life: Nigdy nie chciałaś zostać zawodową tenisistką?

K.B.: Trochę za późno zaczęłam grać. Zdawałam sobie sprawę, że nie mam wystarczających umiejętności, ale też myślę, że mój tata jest przeciwieństwem ojca w „Córce trenera”. W tym sporcie rola rodziców jest ogromna i może mieć zarówno pozytywne, jak i negatywne konsekwencje. Kiedyś zastanawiałam się nawet, jak potoczyłoby się moje życie, gdyby mój tata chciał za wszelką cenę zrobić ze mnie tenisistkę. Sama wybrałam aktorstwo, nikt mnie do tego ani nie namawiał, ani nie zniechęcał. Zawsze czułam, że mam wsparcie i dużą wolność. Mogłam podejmować decyzje, które uważałam, że są dla mnie najlepsze. Nie zawsze słuszne - jak każdy popełniam błędy. Ale ważne, że te decyzje są i były moje. Jestem za to bardzo wdzięczna.

PAP Life: Niedawno rozmawiałam z Arturem Barcisiem, który uważa, że aktorstwo to jest dar, z którym się człowiek rodzi i że większość aktorów rozpoznaje w sobie ten dar dość szybko. A jak było u ciebie?

K.B.: W moim przypadku było ekstremalnie szybko, bo już w przedszkolu poczułam, że lubię występować. Wtedy nie wiedziałam, że jest taki zawód jak aktorstwo, ale podobało mi się, że można być kimś innym, przeżyć kilka żyć równocześnie. Pamiętam, jak przygotowywaliśmy „Czerwonego kapturka”. W pewnym momencie większość dzieci się rozchorowała. Panie przedszkolanki zobaczyły, że szybko łapię tekst i zaangażowały mnie do kilku ról równocześnie. Potem przyszedł czas na autorskie przedstawienia, do których angażowałam koleżanki na podwórku, w szkole kółka teatralne, konkursy, grupy przy Teatrze Dramatycznym. Co tylko się dało, żeby móc coś zagrać. Tak powoli dążyłam do celu. Mimo że nie było mi łatwo przygotować się do egzaminów w szkole teatralnej, mieszkając w Wałbrzychu, gdzie nie ma warsztatów przedegzaminowych, konsultacji itd.. Do końca nawet nie wiedziałam, jak ten egzamin będzie wyglądał.

PAP Life: Dostałaś się za pierwszym razem?

K.B.: Nie, za drugim, do Łodzi. Ale to pierwsze nieudane podejście w ogóle mnie nie zniechęciło. Przesiąkłam historiami wybitnych aktorów, którzy dostali się do szkoły dopiero za czwartym czy piątym razem. Pamiętam, że dałam sobie limit, że będę zdawać pięć razy. Przez ten rok, kiedy się nie dostałam, przeprowadziłam się do Krakowa, chodziłam do policealnej szkoły, przygotowującej do egzaminów na aktorstwo. Wiele osób, które tam poznałam, dostały się do różnych szkół i dziś funkcjonują w zawodzie. Ten czas, który spędziłam w Krakowie był mi bardzo potrzebny, wydoroślałam.

PAP Life: Filmówkę skończyłaś pięć lat temu, masz w dorobku kilka większych ról. Czujesz się bezpiecznie w zawodzie?

K.B.: Tak, ale to przede wszystkim zasługa ludzi, którzy mnie otaczają. Są dla mnie ogromną wartością, od nich się uczę, obserwuję, często są dla mnie inspiracją. Poza tym, to też moja wewnętrzna praca, którą wykonałam i nadal wykonuję sama ze sobą. Bo to nie jest tak, że po sukcesie „Córki trenera” telefon ciągle dzwonił i nie wiedziałam, w co ręce włożyć. Tego też się już nauczyłam i wiem, że nie zawsze, jak zagra się świetną rolę, to ma się od razu nie wiadomo, ile propozycji. Ale z drugiej strony właśnie ta nieprzewidywalność tego zawodu chyba przyciąga mnie do niego najbardziej. Staram się nie zrażać jednym czy drugim nieudanym castingiem. Tylko nie marnuję czasu - ciągle pracuję i wierzę, że kiedyś to zaprocentuje. Uczę się języków, zdobywam nowe umiejętności - choćby sportowe. To wszystko może się kiedyś przydać. Trochę tak jak w „Córce trenera” - była potrzebna aktorka, która gra w tenisa.

PAP Life: Jakie masz jeszcze umiejętności?

K.B.: Uwielbiam śpiewać, chciałabym kiedyś zagrać w musicalu. Albo w takim filmie jak “Czarny łabędź”. Byłoby to duże wyzwanie. Lubię balet i chętnie bym go miesiącami trenowała.

PAP Life: Jesteś ambitna?

K.B.: Nie chciałabym mieć do siebie pretensji, że coś przegapiłam, nie próbowałam. Zmieniłam swoje podejście do castingów. Teraz traktuję je jako pracę, kiedy mogę się zderzyć z jakąś kolejną postacią czy sceną, coś zagrać, poznać ludzi, pokazać siebie. Wiadomo, że fajnie byłoby dostać rolę. Ale nawet jeżeli zakończy się tylko na castingu, dla mnie jest to i tak cenne doświadczenie.

PAP Life: Masz jakiś plan kariery?

K.B.: Trudno o taki plan. Nigdy nie wiadomo - nawet, jeśli jakiś projekt zapowiada się bardzo dobrze - jak się skończy. Ale działa to też w drugą stronę - zawsze można się miło zaskoczyć. Przyznam się, że marzę, żeby grać w zagranicznych produkcjach. Zagrałam w koprodukcji izraelsko-polskiej, która miała premierę na Berlinale, więc pierwsze kroki mam już za sobą. W ubiegłym roku wzięłam udział w różnych warsztatach z reżyserami z obsady z zagranicy, żeby trochę poznać europejski rynek castingowy. Mam sporo zagranicznych castingów za sobą, więc mam nadzieję, że prędzej czy później coś się uda. Na pewno chciałabym brać udział w jak najbardziej różnorodnych produkcjach. Cały czas staram się balansować pomiędzy różnymi gatunkami. I ciągle rozwijać jako człowiek i aktorka - to dla mnie najważniejsze.

PAP Life: Trudno do końca określić gatunek najnowszego filmu, z którym grasz jedną z głównych ról. „Supersiostry” (premiera 10 maja) Macieja Barczewskiego to trochę komiks, trochę science fiction

K.B.: Chyba gatunkowo tak można go nazwać, a dla mnie z perspektywy aktorskiej był to niesamowity trening wyobraźni. Bardzo dużo scen kręciliśmy, wyobrażając sobie, że będą dodane efekty specjalne. Pierwszy raz wzięłam udział w takim filmie i jestem bardzo ciekawa, jak zostanie odebrany przez widzów. Cieszę się, że polscy twórcy otwierają się na nowe gatunki, osadzają je w naszych realiach bez kompleksów i porównywania się z tym, co już powstało zagranicą.

PAP Life: Twoja bohaterka, Lena, jeździ na wózku. To też chyba było ciekawe wyzwanie?

K.B.: Lena porusza się na wózku inwalidzkim. Z jednej strony ma fizyczne ograniczenia, które dla niej są dużym problemem i kompleksem. A z drugiej - jest niezwykle sprawna fizycznie od pasa w górę, inteligentna, silna i lubi tę siłę demonstrować. Mam za sobą kilka miesięcy prób kaskaderskich, treningów na siłowni, podnoszenia ciężarów, żeby zbudować obręcz barkową. Zależało mi na tym, żeby ta siła była wiarygodna.

PAP Life: Występowałaś też na scenie. Jeszcze do niedawna byłaś w zespole Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu. Dlaczego zrezygnowałaś?

K.B.: Nadal jestem związana z tym teatrem na zasadzie współpracy i dobrych relacji. Ale nie byłam w stanie pogodzić planów filmowych, które często są w Warszawie i okolicy z ciągłymi dojazdami na Dolny Śląsk. Teatr jest dla mnie ważny, lubię być na scenie i powoli wracam do pracy teatralnej. Niedawno zrobiliśmy spektakl „Stramerowie” w Warszawie, w przestrzeni Big Booka (księgarnio-kawiarni - red.). Teraz przenosimy się też na inne sceny.

PAP Life: Wałbrzych, z którego pochodzisz, kojarzy mi się z książkami Joanny Bator. To miasto, które opisuje, jest mroczne, pełne tajemnic, niebezpieczne. A jaki jest twój Wałbrzych?

K.B.: Tak się składa, że Joanna Bator chodziła z moją mamą do liceum, a Piaskowa Góra (tytuł jednej z książek Joanny Bator) to dzielnica, w której się wychowałam. Jestem lokalną patriotką. Mogę się nawet pochwalić, że zostałam wyróżniona tytułem Ambasadorki Wałbrzycha, co jest dla mnie niesamowicie cenne i ważne. Myślę, że Wałbrzych może być mroczny, ale może być też optymistyczny. To bardzo inspirujące filmowo miasto. Zamek Książ, okoliczne lasy kojarzą się z lasami Transylwanii. Ale z kolei wałbrzyski rynek i te wszystkie wąskie uliczki w centrum przywodzą na myśl francuskie czy włoskie przedmieścia. Wałbrzych można świetnie zaaranżować na różne szerokości geograficzne i różne epoki. Rozumiem ciągotę wielu artystów do przyjazdu na Dolny Śląsk. Te tereny są mniej zgrane i bardzo otwierają wyobraźnię. Chciałabym kiedyś zagrać w filmie, który byłby tutaj kręcony. (PAP Life)

Rozmawiała Iza Komendołowicz

ikl/moc/ag/

Karolina Bruchnicka – pochodzi z Wałbrzycha, ukończyła aktorstwo w łódzkiej Filmówce (2019). Ma 29 lat. Jeszcze na studiach zagrała główną rolę w filmie „Córka trenera” (2018). Występuje w filmach i serialach. Jest w obsadzie „Minuty ciszy”, popularnego serialu Canal+ - obecnie bierze udział w zdjęciach do drugiego sezonu. Już wkrótce aktorkę będzie można zobaczyć w jednej z głównych ról w filmie sci-fi „Supersiostry” w reż. Macieja Barczewskiego (premiera 10 maja).

PRZECZYTAJ JESZCZE
Materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazami danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez [nazwa administratora portalu] na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.
pogoda Lwówek Śląski
1°C
wschód słońca: 07:23
zachód słońca: 16:04
reklama

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez we Lwówku